środa, 31 lipca 2013

USO nad Zalewem Zegrzyńskim - z archiwum Kazimierza Bzowskiego

W okresie ubogim w rejestracje NOL chciałbym Państwu zaprezentować chyba jedyny (a już na pewno jedyny spisany) przypadek obserwacji USO, a więc Niezidentyfikowanego Podwodnego Obiektu z terenu Polski. Wszystko wydarzyło się zimą 1982 roku.





"Zdarzenie miało miejsce w niedzielę 12 grudnia 1982 roku w pobliżu Warszawy, na Zalewie Zegrzyńskim. Dzień jak na zimową porę był dość ciepły, było kilka stopni powyżej zera. Dwóch znanych mi osobiście mężczyzn, ojciec z synem wyjechali rankiem z Warszawy, by docierać nowo kupionego Fiata 126p. Jeździli kilka godzin szosą i po różnych wertepach, aż dokładnie zabłocili całą karoserię. Zjechali więc na brzeg Zalewu, by umyć samochód. O tej porze roku cała powierzchnia akwenu była pusta... Ani jednej łódki... Gdy polewali samochód kubełkiem wody, ujrzeli jak o jakieś czterysta metrów od nich, powierzchnia wody wybrzusza się do góry i po ułamku sekundy rozpękła się, a z wody wystrzelił w górę przedziwny obiekt: wyglądał jak pionowe jajo barwy różowawej, poprzez którą przebijała barwa niebieskawa, jakby dochodząca z wnętrza tego "obiektu". Młodszy z obserwatorów, współpracujący z nami ufolog, odruchowo namierzył rozpiętość tego "jaja". Szerokością kciuka utrzymanego poziomo momentalnie uchwycił i zarejestrował w pamięci: "wysokość obiektu równa szerokości kciuka". Po ułamku sekundy od wynurzenia się, obiekt wyleciał prawie pionowo w górę nachylając tor swojego lotu nieco ku zachodowi... i w tym momencie została pociągnięta wzwyż część wody z zalewu, która po chwili opadła z powrotem wydając głośny plusk, słyszalny aż na brzegu.
Jajowaty obiekt w czasie około dwóch sekund wzbił się na wysokość około trzech kilometrów pod gęste chmury, zmieniając swą barwę na czarną i już go nie było... zniknął w chmurach. Temu odlotowi nie towarzyszył już żaden efekt dźwiękowy. Szerokość zalewu w tym miejscu wynosi około 1200 metrów. Obiekt był na 1/3 odległości od przeciwległego brzegu, czyli o ok. 400 m. Dzięki szybkiemu namierzeniu jego proporcji możemy stwierdzić co następuje: jeden stopień kątowy z odległości jednego kilometra jest równy 17 metrom. Gdy wyciągniemy prawą lub lewą rękę na całą długość przed siebie i będziemy mieć otwarte prawe lub lewe oko (dla prawej ręki prawe oko i odwrotnie)- wówczas czubek małego palca przysłoni nam 0,5 stopnia kątowego. Czubek palca wskazującego zasłoni 1 stopień kątowy, zaś szerokość kciuka wysokością zbliżony do dwupiętrowego domu...
Zauważenie, iż obiekt pociągał za sobą stosunkowo dużą ilość wody z Zalewu, świadczy o tym, że w tym momencie był wykonany z twardej materii. Był autentycznym USO, jakby odmianą UFO, skrót bowiem oznacza "Unidentified Submarine Object ", podmorski lub podwodny nieznany obiekt. Jest to jeden z bardzo nielicznych USO zaobserwowanych wogóle kiedykolwiek w naszym kraju.
Wszystko pozornie tu było pojmowalne, choćby na gruncie ufologii. Tak... tylko jest jedno zaskakujące stwierdzenie: akwen Zalewu Zegrzyńskiego w żadnym miejscu nie przekracza pięciu metrów głębokości...
W jaki sposób zmieściłby się pod wodą obiekt posiadający wysokość ponad 13 metrów, a szerokość prawdopodobnie zbliżoną do prawie identycznego "jaja" sfotografowanego w Warszawie 13 grudnia 1981 roku o godzinie 13:10 ?
Tamto zdjęcie z pierwszego dnia stanu wojennego kilka razy pokazywałem z okazji różnego rodzaju prelekcji i pokazów zdjęć UFO. Celowo jednak zmieniłem wówczas datę jego wykonania, podając nie 13-go lecz 4 grudnia. Czemu tak zrobiłem? Owego dnia, mieszkając dość daleko od śródmieścia Warszawy nie wiedziałem co się dzieje w śródmieściu. Nie włączyłem telewizora ani radia i po prostu nie wiedziałem, że ogłoszono stan wojenny. Korzystając z przepięknej pogody i idealnych warunków do kręcenia filmu w terenie, wybrałem się z małoobrazkową kamerą filmową 8 mm w pole pod górkę czerniakowską, by tam zarejestrować teren, na którym ostatnimi czasy widywano UFO. Nie mając pojęcia o rozpoczętym stanie wojennym nie wiedziałem wówczas, że wydano zakaz filmowania i fotografowania czegokolwiek. Najspokojniej więc zabrałem się do rejestrowania na taśmie filmowej szerokości 8 mm różnych szczegółów tego terenu, po czym przez nikogo nie zatrzymywany spokojnie wróciłem do domu. Po paru dniach po wywołaniu filmu w specjalistycznym zakładzie okazało się, że sfotografowałem niezwykłe "jajo". 
Pamiętałem dokładnie w jakim miejscu wówczas stałem i mogłem stwierdzić, iż obiekt wyskoczył z ziemi o 65 metrów ode mnie, a ja go po prostu nie widziałem, bo miałem lewe oko zamknięte, a prawe w wizjerze podglądu kamery. Z tyłu za dolną częścią obiektu są małe domki, altanki na istniejących tam ogródkach działkowych. Taki domek ma przeciętnie trzy metry wysokości. Teraz miałem już punkty odniesienia do obliczenia wysokości "jaja". Miało ono ok. 11 metrów wysokości i ok.6 metrów szerokości poziomej, w najszerszym miejscu obiektu. Dokładne obejrzenie na ekranie wyglądu tego ewenementu wykazało, że z dna obiektu emitowała w tym momencie pomarańczowa poświata. Obraz obiektu był na pojedyńczej klatce. Oglądając przez lupę następne poszczególne klatki filmu, znalazłem go jeszcze na piątej z kolei, ale teraz już tylko jako czarnawy punkt wysoko nad horyzontem... Znów trzeba było brać kalkulator do ręki  i obliczać; horyzont tego bardzo pogodnego dnia widzialny był do około trzydziestu dwóch kilometrów. Filmowałem z prędkością 24 klatek na sekundę. Uchwyciłem obraz obiektu tylko na pierwszej i piątej klatce, a zatem przy tej szybkości przesuwu taśmy, czas potrzebny na naświetlenie pięciu klatek wynosił 0,2084 sekund. W tym czasie obiekt odleciał na około 32 kilometry, co daje kolejną jego prędkość, równą w przybliżeniu... 160 kilometrów na sekundę. Nie był to więc obiekt według naszych kryteriów "materialny", a jednak w momencie pojawienia się, wysyłał w dół na śnieg welon pomarańczowego promieniowania, zmieniając jego barwę w tym miejscu... powinien więc teoretycznie być realnym i materialnym obiektem...
Późniejsze badania, dopiero jednak w 1983 roku wykonane przez p.Wilka, wykazały iż dokładnie w tym miejscu, skąd ten obiekt wyrwał się z Ziemi istnieje aktywne, silne miejsce mocy, a zarazem- w tym przypadku- "oczko sieci" tak zwane sześciokrotne, czyli o poziomym przekroju, mającym 12 x 15 metrów.
Pionowe kolorowe jajo widziane w grudniu 1982 roku, wyrwało się z akwenu Zalewu Zegrzyńskiego. Tu niestety nie mieliśmy możności rozmieszczenia sieci Wilka. W zdarzeniu z 4 grudnia 1981 roku nieznany obiekt wyemitowany został  z aktywnego oczka sieci. Istnieje jednak pewne spostrzeżenie rzutujace w dziwny sposób na podobne zdarzenia wogóle. Otóż obydwa jaja", to z terenu polnego z 1981 roku i z zalewu w rok później, pojawiły się zimą. Nie dość na tym. Amerykański autor Charles Berlitz opisuje liczne zdarzenia w osławionym Trójkącie Bermudzkim zauważył, że w odniesieniu do nich istnieje "feralna data", a jest nią... czwarty grudnia. Musi istnieć jakaś nieznana przyczyna, czemu tego dnia dochodzi do dziwnych, niewytłumaczalnych zdarzeń.
Oczko sieci Wilka to przecież jedynie rzut na powierzchnię tunelu, schodzącego od strony jonosfery ku powierzchni naszej planety. Tym samym jajo pojawiło się w dolnej, przyziemnej strefie tego tunelu. Z innych badań i dociekań orientujemy się, iż wewnątrz tuneli płynie strumień energii, przenoszący w sobie informację. Może nią być zarówno zakodowany przekaz, przeznaczony do odkodowania w ludzkiej świadomości, jak też sprowadzony do poziomu zapisu binarnego schemat dowolnego obiektu, choćby UFO czy takiego właśnie jaja. Tym razem, jak i w wielu podobnych zdarzeniach, strumień energii wyrwał się z dołu, spod powierzchni ziemi. "Informacja" płynąca w niematerialnym ciągu energii, w mgnieniu oka zmieniła się w zjawisko jedynie świetlne, ale nie zapominajmy, iż światło to również jeden z subtelnych stanów materii. Dzięki takiemu ukonstytuowaniu swojej calizny, obiekt będąc jedynie uformowanym w kształt jaja światłem, mógł bez przeszkód ze strony atmosfery osiągnąć tak wielką prędkość, 160 km/s. W tym przypadku nie było żadnych efektów w rodzaju tarcia w atmosferze, efektów gromu dźwiękowego, przy przekroczeniu jej prędkości i wogóle wszystko było poza granicą słyszalności. Jedynym wtórnym efektem dźwiękowym był plusk opadającej wody, świadczący o materialnym stanie obiektu w tamtej chwili."

źródło: "Siły ziemi tu i teraz" Kazimierz Bzowski

Autor przytoczonego tekstu połączył tytułowe zdarzenie z teorią o sieci Wilka, która choć może wzbudzać duże kontrowersje, to na pewno nie jest bezpodstawną. Czułem się zobowiązany przedstawić pełen obraz tego jak Kazimierz Bzowski pojmował tego typu zdarzenia, dlatego też zacytowałem pełen fragment bez żadnych wycinek. Jest to jednak tylko próba wytłumaczenia obserwowanego fenomenu, i choć warta przemyślenia, to mimo wszystko jest tylko dodatkiem do tego niezwykłego incydentu jaki miał faktycznie miejsce w 1982 roku nad Zalewem Zegrzyńskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz