Dzięki najstarszym, znanym i spisanym relacjom oraz zaangażowaniu wielu badaczy fenomenu UFO, dziś możemy pozwolić sobie na próbę wyciągnięcia wniosków z tych setek czy nawet tysięcy udokumentowanych bliskich spotkań czy obserwacji.
Mało jednak kto zdaje sobie sprawę z faktu, że działania rożnego rodzaju badaczy nie zawsze są mile widziane nie tylko przez różnego typu służby ale również przez to, co steruje tymi niezwykłymi nieraz wydarzeniami. Co więcej, inteligencja stojąca za UFO może w sposób bezpośredni przeszkodzić osobom, które "drążą" dany temat. W Polsce miało miejsce kilka tego typu incydentów, o czym chciałbym pokrótce opowiedzieć.
Informacje na ten temat uzyskałem częściowo z zapisków ufologa Kazimierza Bzowskiego oraz jego współpracowników, zaś zdarzenia o jakich będzie mowa, miały miejsce w Warszawie od wczesnych lat 80-tych do początku lat 90-tych.
Młody badacz i przestroga
Poniższy cytat pochodzi z nieistniejącej obecnie w sieci krótkiej książki Kazimierza Bzowskiego i opisuje "przygody" pewnego badacza amatora UFO. Jest to jedyny znany mi, tak spektakularny przypadek negatywnej ingerencji UFO w życie badacza z terenu Polski.
"Świadek ten, mający w 1981 roku 25 lat, tak zapalił się do obserwacji UFO, że przez dwa lata
był jednym z bardzo aktywnych badaczy terenowych. Między innymi brał on udział w „wizji
lokalnej”, wykonanej przez ufologów warszawskich i grupę filmową II-go programu TVP w
Emilcinie w dniu 29 sierpnia 1981 roku. Miał jednak pecha. Jest jedynym znanym mi przypadkiem
w naszym kraju ingerencji sił pozaludzkich, zakazujących mu prowadzenia działalności na tym
polu. Czemu spotkało to akurat jego?
Szczerze mówiąc nie wiem. On sam wyczuwał, iż od pierwszych jego poczynań na polu ufologii
„ktoś” czy „coś” rzuca mu kłody pod nogi. Przeszkadza, sprowadza jego poczynani na manowce.
Jakiś miesiąc po tej zbiorowej obserwacji, Tadeusz wraz z rodzicami byli w swoim mieszkaniu.
Położył się nieco zmęczony na tapczanie w jednym z pokoi, gdzie drzwi do drugiego
pomieszczenia były otwarte. Tam, w pobliżu odbiornika telewizyjnego, siedzieli jego ojciec i
matka. Wówczas w 1981 roku telewizja kolorowa nie była tak powszechna jak obecnie i posiadanie
przez nich kolorowego telewizora marki Sony było swoistym ewenementem. Rodzice wpatrzeni w
ekran, na którym akurat szedł jakiś zajmujący film, nie zauważyli, że w drzwiach wiodących do
pokoju ich syna stanęła nagle, jakby przychodząca z nicości, postać mężczyzny w czarnym
kombinezonie przechodzącym w równie czarny kaptur. Stanął on przodem do osłupiałego Tadeusza
i wówczas widać było, że jest bez twarzy. Zamiast niej miał ziejącą czarną pustkę. Postać wzięła
Tadeusza za prawą dłoń i przeciągnęła po jego otwartej dłoni swoją dłonią... pozostał po niej
szybko znikający rozmazany krwawy ślad...
W tym momencie ojciec Tadeusza zobaczył, że telewizor wariuje. Przez ekran przelatywały
kolorowe ukośne pasy, a dźwięk nagle zniknął. Ojciec obrócił więc głowę w stronę drzwi do pokoju
syna by wezwać go na pomoc w regulowaniu odbiornika i wówczas i on, i siedząca obok matka,
zobaczyli stojącego do nich tyłem tego nieproszonego gościa. Na głośny nieartykułowany krzyk
kobiety postać zareagowała znikaniem. Ale nie natychmiastowym, a jakby w zwolnionym tempie.
Po 1-2 sekundach już jej nie było. Tadeusz opowiedział mi to już następnego dnia. Ostrzegałem go,
że to był prawdopodobnie „Man in Black”, i żeby raczej odsunął się od dalszych badań UFO. Ale
on śmiał się z tego. Aż przyszedł dziwny dzień sierpniowy w 1983 roku.
Jechał on swoim „maluchem”, Fiatem 126p pustą ulicą Idzikowskiego na Czerniakowie. Teraz
jest ona po jednej stronie zabudowana nowym osiedlem mieszkaniowym, ale wówczas było to
pustkowie.
Obecnie po drugiej stronie ulicy ciągnie się pas zieleni a za nią równoległe do ulicy
półkilometrowej długości pozostałość fortecznej fosy, napełnionej wodą, zwana „Bernardyńską
Wodą”. Wówczas jednak w 1983 roku tego osiedla jeszcze nie było i jadąc tamtędy miał doskonałą
widoczność po obu stronach jazdy swego samochodu.
Dojeżdżał do skrzyżowania z Aleją Sobieskiego, która w owym roku w tym miejscu biegła na
tym odcinku przez pusty teren. Rozejrzał się w prawo – w lewo i w promieniu ponad pół kilometra
nie widział nie tylko żadnego pojazdu, ale nawet żadnego człowieka, oprócz małego parterowego
domku o sto-kilkadziesiąt metrów. Nie zmniejszając prędkości jazdy, co powinien był uczynić,
zjeżdżając z trasy „podporządkowanej” na „główną”, dojeżdżał już jadąc z prędkością 80 km/godz.
do skrzyżowania, gdy nagle... stało się straszne uderzenie... w pustą przestrzeń i on sam wyleciał
przez nagle rozpęknięty dach – wielkim łukiem w powietrze, padając o kilkanaście metrów dalej.
Na szczęście na trawnik, tak że tylko mocno się potłukł. Natomiast jego samochodzik dosłownie
rozsypał się na drobne kawałki. Oderwane koła leżały po o b u stronach jezdni, a na niej pozostał
tylko tak pogięty wrak karoserii, jakby miał czołowe zderzenie z pojazdem pędzącym setki
kilometrów na godzinę.
Tadzio siedział zupełnie ogłupiały na trawniku, gdy nadjechała karetka pogotowia i kilka
radiowozów. Widać ktoś z tego małego domku widział to i zawiadomił je.
„Panie!” – Trząsł Tadzia za ramię milicjant. – „Z czym się pan zderzył? Tak „skasowanego
malucha” jeszcze nigdy nie widziałem” – milicjant nie mógł wyjść ze zdumienia.
Rzeczywiście. Na asfalcie jezdni b r a k było śladów opon innego samochodu oprócz tego
małego Fiata, brak śladów hamowania na asfalcie i wreszcie brak jakichkolwiek szczątków, choćby
pobitych szyb tego drugiego, z którym Tadeusz rzekomo „zderzył się...”.
Naoczny świadek z tego małego domku, który widział tę katastrofę na jezdni mówił, że
posłyszał huk jakby silnego wybuchu i jednocześnie mały samochód, który bez powodu rozleciał
się w kawałki... jakby od wewnętrznej eksplozji. Ale jej przecież też nie było!
Raport milicyjny był niejasny... Zderzył się? Z czym...? Może „z UFO?”
Sprawa opisana została przez Kazimierza Bzowskiego w jednym z czasopism typu "Nieznany Świat" / "Gwiazdy mówią".
Hieronymus i jego odkrycie
Druga i trzecia historia jest w zasadzie nie do zdefiniowania w żaden sposób, dlatego pozostawiam czytelnikom do oceny całe zdarzenie. Obie sytuacje związane były z tzw. maszyną Hieronymusa - urządzeniem o dość prostej konstrukcji lecz o wielkim potencjale i mocy. Więcej o maszynie można przeczytać tutaj:
http://www.technopasje.ugu.pl/maszyna_hieronymusa.htm
http://www.zaczekac-na-dusze.pl/meducyna-xxi-wieku-biokomunikacja/202-maszyna-hieronymusa-poczatki-radioniki.html
http://nowaatlantyda.com/2014/03/05/maszyna-hieronymousa/
Pan Marek, niegdyś dobry znajomy Kazimierza Bzowskiego oraz jeden z członków Grupy Badań UFO zainteresował się maszyną Hieronymusa do tego stopnia, że postanowił w oparciu o dostępny schemat sam ją zbudować. Z tego, co się od niego dowiedziałem, część osób, w tym sam Bzowski odradzała mu ten pomysł, argumentując to wysokim wskaźnikiem niebezpieczeństwa. Generalnie temat tej maszyny owiany jest pewną tajemnicą. Pan Marek pewnego słonecznego dnia udał się w podróż po Warszawie po pewien element, niezbędny do ukończenia schematu. Zanim jeszcze dotarł do celu, spotkało go coś, czego do dziś nie potrafi wyjaśnić w żaden racjonalny sposób. Otóż przejeżdżając przez okolice Stegien, blisko toru wyścigowego, ujrzał w jednej chwili dosłownie znikąd w dość dużej odległości przed samochodem obiekt o podłużnym kształcie, który zdawał się do niego przybliżać...
W końcu spostrzegł, że ów obiekt przypomina nieco kręcące się śmigło lub kręcącą się wokół własnej osi szynę kolejową. Jako, że uznał, iż to coś zbliża się do niego niebezpiecznie szybko, uznał, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest schylenie tułowia jak najniżej i czekanie na dalszy rozwój wydarzeń. Nie trzeba było długo czekać na wielki huk, który rozległ się po zderzeniu z obiektem. Gdy samochód zatrzymał się, a pan Marek wyszedł na zewnątrz by znaleźć "winowajcę", czekała na niego niespodzianka, bowiem niczego, co mogłoby spowodować straty w postaci zniszczonej przedniej szyby, jednej szyby bocznej oraz dwóch słupków bocznych, odnaleźć nie był w stanie. Co więcej, przed zdarzeniem za panem Markiem jechała ciężarówka, której kierowca przyznał, że też widział ów dziwny obiekt, a nawet przyłączył się do "akcji poszukiwawczej", której efektem była jedynie konsternacja, ponieważ nic nie znaleziono.
Wypadek przy pracy?
W owym czasie osób, chcących zgłębić tajemnicę wynalazku było całkiem sporo. Pan Antoni, który często w swoim domowym warsztacie wykonywał prace, związane z frezowaniem różnych materiałów, także należał do tej grupy. Któregoś razu, pracując przy swojej frezarce zdarzył się wypadek - coś trafiło go w oko, pomimo założonych okularów ochronnych w wyniku czego utracił wzrok. Praca ta miała na celu przygotowanie jakiegoś elementu do pechowej maszyny...
Pan Marek, niegdyś dobry znajomy Kazimierza Bzowskiego oraz jeden z członków Grupy Badań UFO zainteresował się maszyną Hieronymusa do tego stopnia, że postanowił w oparciu o dostępny schemat sam ją zbudować. Z tego, co się od niego dowiedziałem, część osób, w tym sam Bzowski odradzała mu ten pomysł, argumentując to wysokim wskaźnikiem niebezpieczeństwa. Generalnie temat tej maszyny owiany jest pewną tajemnicą. Pan Marek pewnego słonecznego dnia udał się w podróż po Warszawie po pewien element, niezbędny do ukończenia schematu. Zanim jeszcze dotarł do celu, spotkało go coś, czego do dziś nie potrafi wyjaśnić w żaden racjonalny sposób. Otóż przejeżdżając przez okolice Stegien, blisko toru wyścigowego, ujrzał w jednej chwili dosłownie znikąd w dość dużej odległości przed samochodem obiekt o podłużnym kształcie, który zdawał się do niego przybliżać...
W końcu spostrzegł, że ów obiekt przypomina nieco kręcące się śmigło lub kręcącą się wokół własnej osi szynę kolejową. Jako, że uznał, iż to coś zbliża się do niego niebezpiecznie szybko, uznał, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest schylenie tułowia jak najniżej i czekanie na dalszy rozwój wydarzeń. Nie trzeba było długo czekać na wielki huk, który rozległ się po zderzeniu z obiektem. Gdy samochód zatrzymał się, a pan Marek wyszedł na zewnątrz by znaleźć "winowajcę", czekała na niego niespodzianka, bowiem niczego, co mogłoby spowodować straty w postaci zniszczonej przedniej szyby, jednej szyby bocznej oraz dwóch słupków bocznych, odnaleźć nie był w stanie. Co więcej, przed zdarzeniem za panem Markiem jechała ciężarówka, której kierowca przyznał, że też widział ów dziwny obiekt, a nawet przyłączył się do "akcji poszukiwawczej", której efektem była jedynie konsternacja, ponieważ nic nie znaleziono.
Wypadek przy pracy?
W owym czasie osób, chcących zgłębić tajemnicę wynalazku było całkiem sporo. Pan Antoni, który często w swoim domowym warsztacie wykonywał prace, związane z frezowaniem różnych materiałów, także należał do tej grupy. Któregoś razu, pracując przy swojej frezarce zdarzył się wypadek - coś trafiło go w oko, pomimo założonych okularów ochronnych w wyniku czego utracił wzrok. Praca ta miała na celu przygotowanie jakiegoś elementu do pechowej maszyny...
Tajemniczy głos
Równie interesującym i dość świeżym przypadkiem jest sprawa polskiego badacza Arkadiusza Miazgi, zajmującego się od jakiegoś czasu obserwacjami dwóch kobiet ze Słociny.
Okazało się, że jedna z kobiet obdarzona jest prawdopodobnie zdolnościami mediumicznymi - z relacji Arka wynika, że opisywana kobieta poinformowała go o dziwnym przekazie jaki otrzymała wracając do domu drogą telepatyczną, a którego treść brzmiała cyt. "Nie zajmuj się tym, do niczego nie jest ci to potrzebne". Odczucie odbiorczyni tego komunikatu podpowiadało jej, że to nie ona jest adresatem ale prawdopodobnie Arek, zważywszy na fakt, iż ona ufologią się nie interesuje. Mimo wszystko jest to dość niejednoznaczne i ciężko cokolwiek przesądzać, niemniej jednak jestem zdania, że nie powinno się takiego czegoś ignorować.
Przypadków, kiedy UFO podkładało przysłowiową nogę osobom, próbującym rozwikłać zagadki z tym związane, na całym świecie było sporo. Jak widać z jednej strony obiekty typu NOL i ich załoganci bez krępacji pojawiają się w naszej przestrzeni, a z drugiej jakaś siła próbuje skomplikować i spowolnić proces dochodzenia przez człowieka do prawdy odnośnie natury zjawiska.
O ile w przypadku pana Tadeusza, parającego się ufologią, możemy domniemywać, że opisane ostrzeżenia, wysłane zostały przez siłę, stojącą za fenomenem UFO, o tyle ciężko jest cokolwiek przypuszczać w kwestii pana Marka, który bądz co bądz zajmował się zagadnieniami ufologicznymi, to jednak tego pamiętnego dnia celem była maszyna Hieronymusa, której raczej nie wiąże się z UFO.
Jedyne, co można zalecić osobom, aktywnie badającym nieznane to zachowanie dużej ostrożności i nie bagatelizowanie pewnych "znaków", które na pierwszy rzut oka nie mają większego znaczenia.
Zachęcam do przesyłania podobnych relacji na maila desertfrog89@wp.pl. Zapewniam anonimowość.
Naprawdę, Panie Przemku? Niech to będzie jasne - faceta odwiedza w jego własnym domu zakapturzona postać bez twarzy i mazie jego rękę "krwawym śladem", więc doszło do kontaktu fizycznego, a jego matka na ten widok drze się wniebogłosy. Po czym opisywany pan "śmiał się z tego"? Ze zjawiska, które mu się przydarzyło, czy z prób połączenia go z UFO? Może myślał, że to duch? No mimo wszystko po takich przeżyciach, to ja bym się już nie śmiał z niczego... tym bardziej jak ktoś wskazuje że mogą być logiczne konotacje. Trochę taka konstrukcja historii brzmi jak bujda :)
OdpowiedzUsuńW trakcie całego zdarzenia z pewnością nie było mu do śmiechu. Dopiero podczas spotkania z Bzowskim mężczyzna zdawał się bagatelizować sprawę co i mnie zastanawia.
UsuńTaka buja, że ten człowiek w końcu przestał się zajmować sprawami UFO, nie znam dokładnie sprawy, ale sam KB miał przez pewien czas kłopoty raz mi tylko o tym wspominał.
OdpowiedzUsuńCzasem granica pomiędzy duchami a kosmitami, jest tylko umowna bo albo duchy przybierają postacie kosmitów w jednych przypadkach, albo w innych przypadkach kosmici zdobyli "innymi sposobami" możliwości analogiczne duchom: tak jak na ziemi można już wywołać efekt lewitacji, przeobrażania rodzaju materii albo czytania w myślach - za pomocą techniki. Tu są przypadki, gdy takie wydarzenia mają właśnie takie subtelne granice: koleżanke też odwiedziła ciemna inteligencja która ją dusiła, a tej samej nocy jej kuzynce stało się to samo w dalszym sąsiedztwie: http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/01/gdy-ateisci-spotykaja-duchy.html
OdpowiedzUsuń