Parokrotnie na moim blogu wspominałem o niezwykle ciekawych i spektakularnych spotkaniach mieszkańców warszawskiego Czerniakowa z UFO. Ten wzmożony w tego typu zdarzenia okres datuje się na lata 80 i 90-te, a więc końcówkę XX wieku.
Chciałbym przypomnieć czytelnikom o jednym z najciekawszych zdarzeń, które jest dość słabo znane w świecie ufologicznym, a które badał Kazimierz Bzowski wraz ze współpracownikami, jednocześnie apelując do dwóch świadków (ojciec i syn) o kontakt ze mną.
"Była ciepła noc z 29 na 30 września. Radio zapowiadało nadejście fali przymrozków, więc pan Władysław S. wraz z dwunastoletnim synem chcąc nie chcąc, wybrali się na nocne ogałacanie drzew jabłoni na swej działce ogrodniczej z owoców, by nie zniszczyły ich mrozy. Działkę taką posiadali u podnóża Górki Czerniakowskiej w pobliżu ulicy Wolickiej. Owoców jak się okazało było więcej niż myśleli, zanim więc pozanosili je wszystkie do drewnianej altany, nastała godzina 1:30.
Te dni były jeszcze w okresie stanu wojennego i obowiązywał zakaz poruszania się w godzinach nocnych. Ich ogródek jednak był w dość odludnej okolicy, a sami mieszkali niedaleko, przy ulicy Czerniakowskiej. Z zachowaniem więc najwyższej ostrożności wyszli w stronę domu około piętnastu minut przed godziną drugą nad ranem... Szli wolno, rozglądając się by nie spotkać jakiegoś patrolu Milicji. Gdy dochodzili do budynku Dyrekcji ZUS przy zbiegu ulicy Wolickiej z Czerniakowską poczuli dym... Czyżby gdzieś się paliło? Skryli się za rozłożystym krzakiem dzikiego bzu i zaczęli się ostrożnie rozglądać po okolicy...
"Zmroziło mnie to, co nagle zobaczyłem - opowiadał świadek. Jakieś dwadzieścia metrów od nas, w zagłębieniu terenu tuż nad ziemią wisiał w powietrzu dziwny obiekt. Był nie wyżej niż metr nad gruntem. Wyglądał jak spłaszczony bochen chleba o śrenicy około sześć metrów, a gruby, nie więcej jak jeden metr...
Spod jego dna biła słaba poświata pomarańczowej barwy i chyba to ona powodowała, że trawa pod nim dymiła... To był ten dym, który wyczuwaliśmy z daleka...
Wokół tego bochna chodziły powoli dwie postacie... Wzrostu nie więcej niż metr, chude i jakby bez ubrania...
Jedna z tych postaci chodziła wokoło tego ich "pojazdu" z pochyloną, wielką i łysą głową o ziemistym kolorze skóry, czegoś pilnie wypatrując w trawie. Drugi miał w dłoni kółko o średnicy około 20 cm i trzymał je poziomo nad ziemią na wysokości około 70cm. Wodził tym kółkiem nad ziemią, a z niego też biła w dół pomarańczowa poświata... wyglądało na to, że czegoś szukają... Wokoło panowała głucha cisza, więc gdy obaj zaszli za ten "bochen", powolutku odeszliśmy w stronę działek, starając się by między nimi, a nami był zawsze ten krzak bzu, zasłaniający nas od zauważenia przez nich..."
Był napewno także trzeci świadek, milicjant, który z balkonu przez lornetkę wypatrzył te same postaci wraz z obiektem, jednak jak wynika z mojego rozeznania niestety już nie żyje.
Całą sprawę badał Kazimierz Bzowski i tylko on miał kontakt z tymi osobami, dlatego chciałbym zwrócić się do świadków opisanych powyżej oraz ewentualnie innych osob, które mogły widzieć to samo o kontakt telefoniczny bądz mailowy. (widniejące na stronie)
Zapewniam całkowitą anonimowość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz